fbpx

Gościnna Turcja nie dla idiotów. Wybrzeże Likijskie i Antalya

Nigdy nie mów nigdy!  Sama sobie się dziwiłam, że pod wpływem impulsu zdecydowałam się na zorganizowaną od A do Z wycieczkę na śródziemnomorskie wybrzeże południowo-zachodniej Turcji. Może dlatego, że to była jedyna w tym czasie szansa, by ot tak, spontanicznie i bez wielkiego planowania, je zobaczyć. A za Turcją już tęskniłam jak szalona. Spędziłam tam 6 cudownych miesięcy podczas wymiany studenckiej Erasmus. Istambuł do dziś oceniam jako najciekawsze miasto, w jakim do tej pory byłam. Poznałam go od zupełnie nieturystycznej strony, czując się po kilku miesiącach jak zwykły mieszkaniec, który nieco pobłażliwie spogląda na tych, którzy chcą zwiedzić tę przeogromną metropolię z milionem skarbów w kilka dni. A teraz sama miałam się zamienić w taką turystkę, w dodatku ślepo podążającą za przewodnikiem z chorągiewką. Potraktowałam to jak eksperyment w życiorysie.

Rzeczywiście okazało się, że taka turystyka nie jest dla mnie i jeśli byłabym z wycieczką dłużej niż te 7 dni, pewnie bym uciekła, byleby tylko pochodzić w końcu własnymi drogami. Zamiast jednak narzekać na formę wycieczki, cieszyłam się, że jestem tam z mamą, która odwiedziła Turcję po raz pierwszy. Zakochała się w niej od razu, co w sumie chyba nie dziwi. Bo Turcy bardzo pomagają w pokochaniu swojego kraju. Już w Istambule na studiach zrozumiałam, że to wypływa z niesamowitej dumy, jaką darzą ojczyznę. Powiedz Turkowi, że wolisz kuchnię włoską, to się śmiertelnie obrazi. Bo co jest lepszego nad ich pilav i iskender kebab! Gdy w Polsce słuchamy w radio głównie muzyki zagranicznej, Turcy stawiają tylko na swoją. Tureckie rytmy słychać zresztą wszędzie – w domach, sklepach, restauracjach, na ulicach.

Tak musi wyglądać raj

Wybrzeże Likijskie i miasto Antalya zachwyciły nas swoją niespokojną linią brzegową. Co oznaczało, że autokar którym podróżowaliśmy, ciągle skręcał na serpentynach, a my w tym czasie wydawaliśmy z siebie ochy i achy nad widokami. Bo zaiste, jest się czym zachwycać. Zwłaszcza ich plaże, które są piaszczyste, rajskie, a woda lazurowa. Wędkarze tylko dodają klimatu, bo są dosłownie wszędzie. Na Wybrzeżu Likijskim Morze Śródziemne spotyka się z Morzem Egejskim. Podziwiać można półwyspy, małe wysepki i duże wyspy. Do tego rozległe i zaciszne zatoki. Jest tam wszystko: morze, wzgórza wpadające do wody, różnorodność przyrodnicza. O Turcji pisano, że jest rajem, bo rośnie tu większość pysznych owoców, warzyw, a także niesamowitych okazów roślin.

Ten obszar Turcji cieszy się słońcem przed około 300 dni w roku! Dlatego w listopadzie mogliśmy na spokojnie zażywać kąpieli i radości z letniej pogody. Oprócz samego wygrzewania się na piasku, bardzo dużo jeździliśmy. W końcu skusiłam się na tę wycieczkę, bo nazywała się “kulturoznawczą”;) Zatem dotarliśmy do starożytnego miasta Efez, grobowców skalnych w Myrze, grobu św. Mikołaja (ach, te nowoczesne figurki przedstawiające poczciwego biskupa w wizerunku stworzonym przez Coca-Colę!). Była żegluga szlakiem Dalyanu, odwiedziny śnieżnobiałych, wapiennych tarasów Pammukale, antycznego uzdrowiska Hierapolis i nowoczesnego miasta Antalya. Cieszę się, że ponownie mogłam uczestniczyć w pokazie wirujących derwiszy, którzy wprowadzają się tańcem w modlitewny trans. Ta część kraju nie bez powodu nazywana jest Turecką Riwierą.

Jest tu wszystko, czego potrzeba do udanego i uwaga – niedrogiego! – wypoczynku. O ile nie podróżujecie zorganizowaną wycieczką. To mnie najbardziej irytowało podczas tej objazdówki – ceny. Zawożono nas do restauracji, z którymi biuro podróży Premio miało podpisane umowy. Wokół żadnych innych, bo celowo wybierano pustkowia. Ceny gorzej niż europejskie, jakość marna. Wystarczyło jednak zajrzeć do autentycznie tureckich knajpek podczas niewielu chwil wolnych dla siebie, by zrobić wielkie oczy. Pamiętam, ze Turcja nie była droga, gdy studiowałam. Teraz przeżywają kryzys, więc ceny są naprawdę bardzo niskie. Także nie myślcie, że gdy ktoś obiecuje Wam pełną organizację i własne rabaty w hotelach i restauracjach, to na tym skorzystacie. Skorzystają oni, a Wy wrócicie nieświadomi prawdziwej Turcji albo świadomi i zirytowani, jak ja;) Widoki wszystko mi wynagrodziły, choć niesmak po straconym czasie w fabryce futer, kiedy na zewnątrz piękne plaże i 35 stopni, skutecznie mnie zniechęca do powtórki z rozrywki z biurem podróży. Rodacy wrócili do Polski okupieni w futra i złoto, żegnając się z przewodniczką i obiecując, że skorzystają ponownie. Ja podziękuję, dolecę sama i zjem te pyszności, gdzie zechcę i za ile zechcę. Turcja nie dla idiotów!;)

Będzie mi miło, gdy zostawisz komentarz
Twój komentarz

NAME
EMAIL
WEBSITE
COMMENT

Kolejny wpis

Dworzysk lawendą pachnący