fbpx

Dworzysk lawendą pachnący

Przez lata wczesnej młodości (bo teraz jest taka późniejsza młodość;), marzyłam o odwiedzeniu Prowansji. Właściwie nie wiem, dlaczego do tej pory tego marzenia nie spełniłam. Może to zbyt oczywisty kierunek i zawsze znajdowały się bardziej intrygujące destynacje, niż po prostu piękna Prowansja z jej polami lawendy? Podświadomie jednak przyciąga, co się objawia w różny sposób: to w krzaczkach, które mamy ogrodzie, w olejku lawendowym w łazience, motywie lawendy w dekoracjach, jakie wybieram do domu. Kiedy kilka lat temu dowiedziałam się, że ktoś spełnił swoje marzenie o polu lawendy na Podlasiu i jeszcze zaprasza w swoje progi, po prostu musiałam tam zajechać! To tylko pół godziny drogi z Supraśla, w którym mieszkam.

Informacja o tym gospodarstwie lawendowym (jak uroczo to brzmi, prawda?) dotarła do mnie jeszcze gdy było ono tylko w planach. Prowadziłam kiedyś sklep z prowansalskimi (a jakże!) i angielskimi dodatkami do domu. Pewnego dnia zaskoczyła mnie dziewczyna, która kupiła cały zestaw z lawendowym motywem: mydelniczki, kubeczki, pojemniczki, woreczki z lawendą. Mówiła, że to będzie jej potrzebne w gospodarstwie, jakie zakłada. Ta informacja utkwiła mi w głowie i jakie było moje zaskoczenie, gdy w Dworzysku przywitała mnie lawendową lemoniadą właśnie ona, Ula. Od razu się rozpoznałyśmy.

Jej zrealizowane marzenie przekroczyło moje oczekiwania. Ta wieś jest po prostu bajkowa. Rozległe łąki, delikatnie pofalowane, zielone, żółte i fioletowe od lawendy. Van Gogh byłby zachwycony tak jak ja. Tylko on by to jeszcze namalował, a ja tylko chłonęłam oczami i robiłam zdjęcia. Chcąc zabrać część tej bajki do domu, zakupiłam w Dworzysku różności ze sklepiku. Los lubi płatać figle, prawda? Ula była moją klientką, teraz ja wyjeżdżałam od niej z woreczkami suszonej lawendy, mydełkiem, olejkiem, świeczką i herbatą, a także małymi krzaczkami do posadzenia w ogrodzie.

Ula i Grześ, urocze małżeństwo od kilku lat walczące o przetrwanie swojego pola – bo przecież nie mamy tu klimatu Prowansji, od tamtej pory zaczęli się często pojawiać w moim życiu. Widujemy się na tych samych wydarzeniach kulturalnych w Supraślu i Białymstoku, wcinam lody lawendowe podczas Śniadania Mistrzów, które oni zaproponowali świetnej lodziarni Stara Szkoła. Kupuję ich produkty, a raz w roku chętnie wracam, by nacieszyć oczy Dworzyskiem, które uważam za najpiękniejsze miejsce na Podlasiu. Naprawdę:)



 

Będzie mi miło, gdy zostawisz komentarz
Twój komentarz

NAME
EMAIL
WEBSITE
COMMENT

Kolejny wpis

Zapłakane Tatry na majówkę. Nieznośna lekkość melancholii